Andrzej Dutkiewicz krótko i syntetycznie omawia, w jaki sposób
TPN odszedł od swych korzeni i dotarł do ESR-u.
Szanowne Koleżanki, Szanowni Koledzy,
Idea stworzenia TPN powstała w latach 30-tych poprzedniego wieku. Twórcami tej idei byli m. in. hr. Zamoyski, prof. (choć wtedy jeszcze nie) Szafer, leśniczy Szymborski (ojciec noblistki), W. Goetel i prof. S. Sokołowski. Każdy z tych szacownych Panów był w jakiś sposób związany z taternictwem. Dla mnie najłatwiej, z powodu powiązań poniekąd rodzinnych, pisać o prof. S. Sokołowskim. Jego synowie, Marian, Adam i Stanisław, wspinali się jak na tamte czasy na wysokim poziomie (patrz idea tzw. „wspinania romantycznego” stworzona przez braci Sokołowskich zwana „sokołowszczyzną”). Marian, prof. nauk leśnych, był założycielem SGGW (obecnie Akademii Rolniczej) w Warszawie, Stanisław został profesorem geologii, stworzył podstawową mapę geologiczną Tatr i Podhala i przy okazji odkrył te wszystkie źródła termalne, które teraz tak wszystkich cieszą. Każdy z nich kochał Tatry, chciał ich piękno innym pokazać, ale jednocześnie widział zagrożenia płynące z tej idei, takie jak np. kolej na Kasprowy Wierch czy ceprostrada na Szpiglasową Przełęcz.
Dzisiejszy TPN sprawia wrażenie, jakby zapomniał nie tylko o swych korzeniach, ale nawet o ideach i podstawach prawnych tworzenia parków narodowych w Polsce, którymi są:
Obserwując działalność TPN z perspektywy ok. 40 lat (jestem taternikiem i jednocześnie z wykształcenia leśnikiem) stwierdzam, że wszystkie założenia tworzenia parków narodowych w Polsce w wypadku TPN nie są spełniane. Jeśli ktoś zechce ze mną polemizować z powodu dwóch pierwszych podpunktów to zapraszam do dyskusji mejlowej. Ja szerzej wypowiem swoje zdanie na temat podpunktu nr 3.
TPN udostępnia Tatry milionom obywateli, którzy siłą rzeczy, nieświadomie demolują równowagę ekologiczną . W tym samym czasie w Tatrach działa w porywach 200 wspinaczy jednocześnie (latem) i może 40 zimą. Pomijając te dysproporcje liczbowe żaden poważny naukowiec nie stwierdził negatywnych wpływów na ekosystemy tatrzańskie spowodowanych działalnością wspinaczkową. Ironizując - więcej tzw. szkód dokonują świstaki, kozice czy niedźwiedzie - wydeptują ścieżki, wyżerają owoce runa leśnego, a samo runo potrafią poważnie zdewastować i zanieczyścić fekaliami.
Przepraszam za to wstępne nudzenie, przechodzę do meritum.
Elektroniczny system wyjść/wejść - po co? Oto jest pytanie.
Jeżeli TPN nie potrafi sobie poradzić z papierowymi książkami wyjść (a ma ich całe archiwum, chętnie się nimi zaopiekuję) to niech odda nad nimi pieczę albo TOPR-owi albo PZA albo nawet i mnie. Ja nie chodzę w góry z tabletem ani z innym smartfonem, bo siadają na mrozie. Papierowa książka wyjść do tej pory spełniała w 100% swoje podstawowe zadanie - TOPR wiedział jednoznacznie kto i na jakiej drodze się wspina oraz kiedy zacząć się martwić (godzina alarmowa). Także wspinacze czerpali z nich wiedzę (np. ile zespołów wspina się na konkretnej drodze). Wszędzie, przynajmniej w Europie, działa ten prosty system: najbliższe schronisko - wpis do książki - wspinanie - skreślenie - a w razie braku skreślenia - interwencja służb ratowniczych.
Chcę jeszcze zwrócić na uwagę na kulturowe znaczenie książek wyjść.
Zawsze, gdy wchodzę do Moka, siadam przed Toprówką i czytam kto, z kim i co chciał zrobić lub zrobił. TPN powołuje się na współpracę z najprawdopodobniej najstarszym PN na świecie, ale TPN jak gdyby zapomina, że Yosemite to park, w którym w końcu zaczęto respektować prawa i wartość miejsc i przedmiotów, które stanowią dobro kulturowe. W Yosemite jest to np. Camp 4, u nas książki wyjść i tabory.
Na koniec dwa przesłania.
Do młodych: robić swoje (tzn. się wspinać), nie sugerować się żądaniami TPN i PZA, powiadamiać osoby odpowiedzialne o swoich celach i godzinach alarmu (żeby ewentualnie zadzwonili do TOPR-u).
Do zarządu KWW - może w Moku (dopóki TPN nie wywali Marysi) i w 5 Stawach wyłożyć własne książki wyjść i już - problem z głowy!
Tyle ode mnie.
Z taternickim pozdrowieniem,
Andrzej Dutkiewicz, „Duduś”.