Fot. Jacek Karwowski
19 lutego 2021 roku zmarł, w wieku 92 lat, Stanisław Biel. Taternik, alpinista, starszy instruktor i ratownik górski, działacz organizacji alpinistycznych. Absolwent AGH, inżynier elektryk i magister metalurgii, asystent na Wydziale Elektromechanicznym AGH, a następnie aspirant na Wydziale Metalurgii (do 1960) i pracownik Instytutu Badań Jądrowych w Krakowie. W Tatrach wspinał się od 1945 roku, przechodząc najtrudniejsze w tamtym czasie drogi (m.in. pierwsze polskie przejście „Hokejki” na Łomnicy oraz Drogi Łapińskiego i Paszuchy na Kazalnicy i Mnichu), wytyczając szereg nowych dróg (jak północną ścianą Wielkiej Jaworowej Turni) i dokonując pierwszych przejść zimowych (np. środkiem pn. ściany Mięguszowieckiego Szczytu). Latem 1953 roku uczestniczył w przejściu Grani Tatr Wysokich od Małego Kieżmarskiego po Krywań. Zimą 1960 roku przeszedł grań Riły w Bułgarii. W latach 1956-1965 kilkakrotnie wspinał się w Alpach, gdzie dokonał m.in. pierwszych polskich przejść wielkich klasycznych dróg: zachodniej ściany Petit Dru, Filara Walkera na Grandes Jorasses, północnych ścian Matterhornu i Eigeru, oraz pierwszego przejścia zimowego wschodniej ściany Matterhornu. W 1958 wspinał się w Kaukazie (m.in. na Piku Szczurowskiego, Baszkarze). W latach 1960-1971 był trzykrotnie uczestnikiem lub kierownikiem wypraw w Hindukusz, gdzie wszedł m.in na Noszak (1960, co było wtedy polskim rekordem wysokości) i Kohe Tez, oraz dokonał pierwszych wejść na: Kohe Awal, Cangale Syah, Kharposhte Yakhi, Kohe Qalat i Kohe Capan. W 1967 roku zdobył Pik Lenina w Pamirze. W 1957 roku wspinał się w górach Iranu, m.in. wszedł na Alam-Kuh (2. przejście drogi włoskiej). W 1976 odwiedził Andy Peruwiańskie. Jest autorem licznych artykułów prasowych o alpinizmie oraz rozdziałów w książkach i podręcznikach: Burza nad Alpami (1958), Alpinizm (1971), W skałach i lodach świata (tom 4, 1971). Brał aktywny udział w pracach topograficznych mających na celu opracowanie map Hindukuszu Afgańskiego. Członek honorowy Polskiego Związku Alpinizmu.
Życiorys opracowany przez Jana Kiełkowskiego, Ludzie Gór z AGH, PTPNoZ, 2020.
Wspominając Staszka, przypominamy popularną balladę o Nim zamieszczoną w książeczce Ballady taternickie (z okazji III spotkania taterników seniorów KW w Morskim Oku 2-3 czerwca 1995, zebrała i opublikowała Barbara Morawska-Nowak, Kraków 1995).
Ballada o Stanisławie Bielu
Stanisław Urbański
W starożytnym grodzie Kraka
rzecz się wydarzyła taka:
przyszło na świat chłopię miłe,
pechowe, ale szczęśliwe.
Nie wiem jaki cel miał tata
gdy go spłodził w one lata.
Mniejsza zresztą jaki cel,
dość, że był Stanisław Biel
i by nie być zwykłym Bielem
góry zrobił swoim celem.
Dziecię rosło, w sam raz ładne,
w sam raz mądre, chytre, zgrabne.
Wyraz twarzy miewał chmurny
i był chłopcem strasznie jurnym.
Aby zaś go pamiętano
śpiewał cienko: "paasal Jano...!"
Tak to z głębin Kraka grodu
wyszedł szatan skały, lodu.
Za nic skalę miał trudności,
śmierć i inne okropności.
Choć wypadków cała kupa
przyniosła mu miano "Trupa"
on wciąż spoza okularów
okiem błyskał pełnym żaru
i jednego miał konika
skalny diabeł, mistrz "prusika",
jeden tylko widział cel:
by był wreszcie Superbiel.
Na kobiety pies był wielki,
pinczer wprost lub trzy spanielki
albo zgoła chudy chart
i gwałtownik niby czart.
Wszystkie tedy białogłowy
w głowach miały plan gotowy:
każda chciała zrobić tak,
by go wreszcie wziąć na hak.
Ale on był niby lis
albo piskorz albo śliz,
w każdym razie niby wąż
i dziewczęta zwodził wciąż.
Bo jednego miał konika
skalny diabeł, mistrz "prusika”,
jeden tylko widział cel:
by był wreszcie Superbiel
i by w wieku atomowym
Bielem być termojądrowym
A dziewczęta, chytre kotki
w mig z szczupaków robią płotki
i spętawszy jego chuć
mogłyby go ślubem skuć!
Cóż byłoby z Wielkim Celem?
Atomowym Superbielem?
Mógłby skończyć jako marny
mąż - wyrobnik seksualny.
Czekał tedy Stasio Biel
aby spełnić Wielki Cel,
Śpiewał sobie cienkim głosem
i codziennie brusił kosę.
Nadszedł wreszcie taki rok
kiedy w Alpy zrobił skok.
Tam z Palantem ruszył w góry
poprzez lód, skały i chmury
podśpiewując cienkim głosem
"paasal Jano...! Będę kosem!
Spełni wreszcie się mój cel:
atomowy Superbiel.
By trudniejszą była sztuka
wzięli z sobą Momatiuka
i gdy tak przed siebie szli,
patrzą, a tu stoi „Dru”.
Wzięli rozpęd no i chyc!
Wykosili straszny szpic.
Potem rzekli trzęsąc brodą:
„szklany sufit zlany wodą!
To naprawdę do cholery
auser był ponad ausery!”
Kończy się opowieść moja
To pech ściga gór gieroja
i gdy wielkim być zaczyna
spada mu na łeb lawina.
Potem szpital, operacja,
szwy, transfuzja, transplantacja,
jednym słowem remont walny,
dokładny i generalny.
Coś ucięli, coś przyszyli
i nareszcie wypuścili.
Wrócił Stasio nasz do domu,
ale teraz nie wiadomo
co ma sztuczne, co prawdziwe,
co z plastyku, a co żywe?
Bowiem tam, w dalekiej Francji,
nie dał na to nikt gwarancji.
Więc wśród dziewcząt lament srogi:
Czy ma sztuczne tylko nogi?
Czy się tam nie pomylili?
Co ucięli? Co przyszyli?
Jednym słowem straszny sweres
i niepewny to interes.
Jeden Biel nie stracił ducha.
Skalny diabeł - człowiek-mucha,
bo osiągnął Wielki Cel.
Biel to teraz Superbiel!
Biel to człowiek atomowy
po remoncie. Plastikowy
alpinista wyczynowy,
nie do zdarcia, tak jak nowy.
Jedno tylko zachowano:
cienki głos i „paasal Jano…!”.
Morskie Oko – Kraków 1958
Źródło informacji.